Pierwsza Komunia Święta. Do poczytania ku przestrodze.

Dzień Pierwszej Komunii Świętej to jeden z najważniejszych dni w życiu rodziny. Każdy rodzic niezależnie, czy jest osobą wierzącą, czy też niekoniecznie blisko mu do Boga, stara się, aby wszystko w tym dniu było idealne. Dziecko ma wyglądać idealnie, impreza (w domu czy w lokalu) ma być idealna, potrawy muszą być wyszukane, jednym słowem dzień idealny. Ja również chciałam, by wszystko wyszło idealnie. Przygotowałam misterny plan. Nie mogło się nie udać. Ale poza moim Mężem to nie ma ideałów na tym świecie, więc jak się domyślacie, nie do końca wszystko wyszło tak jak zaplanowałam. Ponieważ wyjdzie mi bardzo długi wpis, zrób sobie kawę i zapraszam do nas na przygotowania i komunię.

Impreza komunijna. Od września wiedziałam, że nie chcę robić w lokalu. Koszty nie odgrywały roli, ale syn bardzo chciał, żeby goście przyszli do nas. Chciał się bawić z kuzynami. Poza tym ze względu na nadwrażliwość na ubrania, bardzo chciał się jak najszybciej przebrać w swoje przyjazne ubrania. I oczywiście mógł tak zrobić. To w końcu jego wielki dzień!!!
Absolutnie nie chciał słyszeć o imprezie w lokalu. Przecież nie raz robiłam imprezy w domu na 20 osób albo i więcej (w tym dzieci). Dojdzie mi tylko dodatkowo obiad. Zapewniłam Męża, że ogarnę temat. W końcu wszystko zaplanuję wcześniej. Potrawy, zakupy, porządki (to Mąż), stroje, prezenty.
No to do dzieła.
Zacznę od tego co poszło gładko. Prezenty. Mój syn jest wyjątkowym dzieckiem (pewnie każda mama tak powie o swoim dziecku), ale mój jest naprawdę wyjątkowy. Gdy zapytałam, jaki prezent by chciał dostać, to tylko chciał zestaw pokemonów i słoik jelly beans. Ani razu nie wspomniał o jakimś elektronicznym sprzęcie. Chciałam mu dać coś, co będzie pamiątką na całe życie. Całkiem przypadkiem trafiłam w telewizji na wypowiedź księdza o prezentach komunijnych. Ksiądz mówił o wyrobach z drzewa oliwnego. Zajrzałam na stronę polecaną przez księdza o i mój wybór padł na pudełeczko na różaniec z drzewa oliwnego. Ręcznie wykonanie, dochód ze sprzedaży wspiera prześladowanych chrześcijan. Zamówiłam. Przyszło pudełeczko, a postać chłopca niestety zamiast zdobić wierzch pudełeczka, odkleiła się. Mąż przyniósł z pracy pistolet ma gorący klej i umieścił chłopca tam, gdzie było jego miejsce. Szukałam książki dla syna. Takiej wyjątkowej, na całe życie. Przypadkiem trafiłam na księdza Twardowskiego „Na ostatni guzik”. Książka jest pięknie wydana, a treść idealnie nadaje się na „całe życie”. Kupiłam w promocji. Oczywiście nie mogło zabraknąć słodyczy. Syn baaaardzo się ucieszył na widok dużego pojemnika wypełnionego cukierkami (smak nowość). Nie zabrakło dużej czekolady z jelly beans. Wybór prezentu dla tych, których kocham, nie stanowi dla mnie żadnego problemu.

Stroje dla komunisty i pozostałych członków rodziny.
Syn szedł w albie. Mieliśmy po starszej córce. Syn był już 3. dzieckiem, które szło w tej albie. Alba wygląda jak nowa. Nie ustępowała w niczym albom kupionym w tym roku. Kupiłam tylko sznurek do alby za 15 zł, taki sam jak najlepszego kolegi. Spodnie. Syn toleruje tylko dresy i jedne dżinsy. Starałam się wybrać miękkie i przyjemne w dotyku, ale jednak nie były „przechodzone”, to trochę syna drażniły. Pod albę miał założony podkoszulek. Z butami był spory problem. Nowe buty zawsze sprawiają synowi problem na początku. Męczy się. Ale jak tu mieć wygodne, rozchodzone buty komunijne? Nie chciałam wydać 130 zł na eleganckie buty, które będą dla syna powodem do łez. I założy je tylko do kościoła. Ale mieliśmy szczęście. Zaszliśmy do Bartka. Ceny typowych butów komunijnych trochę wyższe niż Lasockiego, które mieliśmy w ostateczności kupić. Zapytałam panią, czy nie ma promocji na komunijne buty, w końcu to 20. maja, ale niestety jeszcze sezon. Przy okazji rzuciłam okiem na buty z wyprzedaży. Pani była niezwykle sympatyczna i sama z siebie podsunęła nam buty, które dla mnie były idealne. Synowi też się spodobały. Mega wygodne. I jeszcze rabat 10%. Okazało się, że córka tej pani też ma komunię tego samego dnia i nawet powymieniałyśmy się wrażeniami, jak to w naszych kościołach wyglądają przygotowania. Księża stawiają rodzicom przeróżne wymagania, nawet obowiązkowe indywidualne spotkanie dziecka z rodzicami i proboszczem! Życzyliśmy sobie nawzajem pogody i udanej komunii. Syn był zadowolony.
Ja na komunię kupiłam sobie kombinezon w sklepie internetowym już 3 miesiące temu. Mąż i córki też mieli wcześniej kupione ubrania.

Wystrój mieszkania. Chciałam, żeby było wyjątkowo. Moja teściowa ma niezwykłe zdolności dekoracyjne. Ma zawsze pięknie w domu. Gdy kupuje bukiety, to florystki od niej mogą się uczyć. Chciałam też choć odrobinę się wykazać w tej dziedzinie. Kupiłam pokrowiec na krzesło i dwie białe kokardy. Nie mogło zabraknąć świeżych kwiatów. Umówiłam się z koleżanką, że pojedziemy do hurtowni kwiatów, gdzie również w detalu można kupić. Koleżanka znalazła w internecie hurtownię, ale okazało się, że przeniesiona i że w ogóle to tylko hurtowo można tam dokonać zakupu. Kręcąc się w piątkowe popołudnie (godziny szczytu) szukałam w google hurtowni kwiatów. Udało się jakąś znaleźć i kupiłyśmy kwiaty z przeznaczeniem na bukiety, czy kompozycję w gąbce, a koleżanka jeszcze na wianek dla córki. Mąż widząc mnie z naręczem kwiatów tylko się lekko popukał w głowę. Ciekawe, kiedy znajdziesz czas na kwiaty? Znajdę. Gąbka florystyczna nie chciała „pić” wody. Dokształciłam się w necie, okazało się, że ta jest do kompozycji suchych. Córka widząc moje zdenerwowanie bez namysłu pobiegła do kwiaciarni i kupiła odpowiednią gąbkę. Przy okazji poprosiłam o dwa białe wazony z pepco. Kupiłam też specjalnie do kompozycji naczynie szklane, namoczyłam gąbkę i wbiłam 3 kwiatki ma próbę. Synowi gąbka się podobała, ale stanowczo powiedział, że jeśli ma być ładnie to musi być dużo kwiatków wbitych. Powiedziałam, że to tylko próba, ale żeby się nie martwił, że znajdę czas.

Gości trzeba nakarmić. Głodni nie mogą być. O ile zakupy spożywcze poszły całkiem sprawnie, o tyle z gotowaniem sprawa okazała się nieciekawa. Przede wszystkim kupiłam taką ilość jedzenia, że ledwo mogłam zmieścić do lodówki. Menu komunijne podam na samym końcu. Nie chciałam, żeby dla kogoś zabrakło, jakby chciał dokładkę. Mąż już w sklepie mówił, czy nie przesadzam. Ale ja wtedy jeszcze butnie mówiłam, że nie i że pałek to za mało chyba będzie. Miało być dość dla każdego. Niestety okazało się, że z przygotowywaniem jedzenia nie jest różowo. Co z tego, że zrobię, jak nie mam, gdzie tego schować. A w weekend upał. Powoli zaczęły mnie dopadać myśli, że jednak nie dam rady zrobić wszystkiego. Że jednak impreza w lokalu to dobre rozwiązanie. Nie ma problemu z przechowywaniem jedzenia. Ale przecież syn chciał w domu… Moja lodówka, mimo moich szczerych próśb nie chciała się rozciągnąć. No nic. Sałatki i raffaello pójdą do teściowej, może ma miejsce. Lody kupimy w niedzielę. Nie ma miejsca w zamrażalniku.

I przyszedł czas na tort. Syn chciał z bitą śmietaną i galaretką w środku. Niestety galaretki w tych upałach kiepsko tężały, a w lodówce kiepsko z miejscem. Ale najwyżej trochę później wezmę się za tort. No i klops! Pierwszy raz w życiu przekręciła mi się bita śmietana. Syn zanim poszedł spać pytał wyraźnie zmartwiony, czy jeszcze mam dużo roboty. Nie, tylko czekam aż galaretka stężeje i biorę się za tort. A gąbka? Bo tam ciągle są tylko 3 kwiatki? Tak, zrobię. Pamiętam. Dobranoc. Wyśpij się. Niestety torta nie zrobiłam. Ta śmietana doprowadziła mnie do płaczu. Mąż przyszedł, pocieszał jak umiał. Ale było mi bardzo przykro, że syn nie będzie miał wymarzonego torcika. Pomijając fakt, nawet nie miałabym gdzie tego torta schować. Burza mózgów: Co z tortem? Rano zrobię? Od której cukiernie? Tort nie będzie spersonalizowany? Załamanie. Przygotowałam roladki zawijane w boczku, ale boczek inny niż zawsze. Rwał się. Załamanie. Gdzie kapusta pekińska do sałatki gyros??? Mąż zapomniał kupić. Załamanie. Wstawiłam pikantne pałki do piekarnika, zagadałam się z gośćmi. Lecę do kuchni, a tam kuchenka sfiksowała. Przecież nastawiłam czas, a ona mruga jak po resecie. Mąż: był zanik prądu, przecież upsy sygnalizowały. Załamanie. Pomijając fakt, że fachowcy na klatce przewiercili kable domofon nie działa, światła brak, to jeszcze naprawiają, gdy ja potrzebuję prądu. Może do niedzieli naprawią, albo więcej nie popsują. Nie mogłam zasnąć. Panika z tortem. Panika z obiadem. Czy goście nie będą za długo czekać? No i jeszcze kwiaty… Ciśnienia nie mierzyłam, ale miałam pewnie 200/110.

Ale dziś na spokojnie. Udało się. To na czym mi najbardziej zależało, czyli zadowolenie syna stan 97%. Nawet wujek chrzestny dojechał robiąc nam niespodziankę. Mąż w niedzielę rano pojechał do cukierni. Kupił dwa białe torty. Z jednego zerwałam cały wierzch i zrobiłam po swojemu wykorzystując czekoladowe literki. Nie miałam, gdzie schować tych 2 tortów to zostały na lodówce. No nic. Zaczniemy od torta i kawy. Obiad o 13 to lekka przesada. Będzie później. Nikt z głodu nie padnie. Siostra pomogła mi z obiadem. Bardzo sprawnie nam poszło. Pomagała z moją starszą córką podawać do stołu. Dzięki dziewczyny!  Kompozycję w gąbce zrobiłam. Chciałam zakryć białym materiałem gąbkę, ale syn powiedział, że mu się podoba jak widać z boku gąbkę. Taki fajny prostopadłościan. No to nie dyskutowałam. Lody kupiliśmy w niedzielę. Chciałam 4 litry, ale Mąż mnie zgasił. Dwa wystarczą. I tak zostały. Goście byli do 21. Mąż po imprezie wszystko uprzątnął! Za co bardzo mu podziękowałam. Zrelaksowałam się przy winie. Wypiłam zdrowie Męża, bo komunia idealna nie wyszła, ale Mąż jest ideałem.

Po komunii zapytałam syna, jak minął mu dzień. Powiedział, że super. Tylko tort ze sklepu niezbyt smaczny.
No i dostał zegarek. Czyli komunista pełną gębą!

Menu dopiszę później. 🙂

3 uwagi do wpisu “Pierwsza Komunia Święta. Do poczytania ku przestrodze.

Dodaj komentarz